Łódź nie jest miłym, ładnym miastem. Łódź to miasto kontrastów. Imponujące, odnowione budowle, wystawne lokale na Piotrkowskiej, w których przepija się i przejada spore sumy, z drugiej strony brudne brukowane uliczki, przy których stoją rozpadające się drewniane domki i bezrobocie widoczne na ulicach.
Galeria Łódzka to miejsce pełne gwaru rozmów i szczęku sztućców, blasku wypolerowanych szyb i chromowanych poręczy. Ruchome schody wwożą znudzonych lub zaaferowanych zakupami, dobrze ubranych ludzi na wyższe kondygnecje wypełnionego markowymi sklepami centrum handlowego. Konsumpcjonizm w czystym wydaniu. Jednak wystarczy wyjść poza ten sztuczny, pełen blichtru świat, wejść w którąś z bocznych uliczek choćby Rzgowskiej, by zobaczyć, jak wygląda druga Łódź. Łódź przypomina trochę filmowe dekoracje: z zewnątrz efektowna fasada, z tyłu tylko dziurawa dykta i drewniane podpórki.
Łódź wciąż jest takim samym miastem, jak to z epoki gwałtownego rozwoju, opisanego przez Reymonta w "Ziemi obiecanej". Obok pałaców lepianki. Obok przepychu i rozrzutności - bieda z nędzą i apatia.
Miasto rosło jak na drożdżach
Łódź zbudowano wokół jednej ulicy. To właśnie droga na Piotrków, później nazwana ulicą Piotrkowską, stała się osią miasta, jej kręgosłupem, wokół którego zaczęły narastać mięśnie budynków i cała struktura nowego miasta. - Łódź najsilniej rozwijała się w latach 1850-1920 - mówi Marek Janiak, prezes Fundacji Ulicy Piotrkowskiej. - W latach 70. XIX w. w Łodzi potrafiło powstawać 200 kamienic w ciągu roku - to jest liczba, której nikt nie jest w stanie sobie dzisiaj wyobrazić. Były to lata, kiedy w tempie rozwoju Łodzi dorównywało tylko Chicago.
Wojny światowe oszczędziły Łódź, ale w okresie komunizmu była traktowana po macoszemu, jako kolebka zgniłego kapitalizmu i nie dawano pieniędzy na rozwój, tylko na budowę osiedli. Paradoksalnie najstarszej części miasta wyszło to na dobre, gdyż na skutek rozwoju nowych dzielnic i wielkich blokowisk centrum zostało nietknięte. Dzięki temu Łódź jest teraz największym na świecie zabytkiem XIX-wiecznego kapitalizmu, zarówno w zespołach fabrycznych, jak i kamienic, układu miasta.
Od początku swojego istnienia miasto rozwijało się jednowymiarowo - miało służyć i służyło przemysłowi. - To dlatego nie wykształciły się w Łodzi tradycyjne obszary publicznej przestrzeni, jak w miastach, które rozwijają się bardzo długo. Nie było w tym mieście placów, tylko jeden rynek, który spełniał rolę targowiska (obecny pl. Wolności). Nie było też czegoś takiego jak stare miasto, wokół którego powstają nowe dzielnice, ponieważ miasto rozwinęło się błyskawicznie i teraz cały ten ogromny obszar centrum Łodzi jest czymś w rodzaju starego miasta - opowiada Marek Janiak.
W związku z tym to ulica Piotrkowska spełnia rolę głównego placu w mieście, tak jak stary rynek w Krakowie czy Wrocławiu. - Mówimy czasem, że Piotrkowska jest najdziwniejszym placem w Europie, bo ma 4 km długości i 20 m szerokości - śmieje się Marek Janiak.
W Łodzi były ogromne fortuny. Przemysłowcy stawiali swoje pałace - bo trudno inaczej określić ich monumentalne domostwa - często przy fabrykach, jak np. fabryka Poznańskiego. Aby pokazać, że się jest naprawdę bogatym, należało mieć dom przy Piotrkowskiej. I przy tej ulicy jest kilka pałaców, które... niczym się nie różnią od kamienic. Są wbudowane w ciąg kamienic, przestrzegają zasad szerokości działki (do 21 m), różnią się trochę wystrojem. Np. pałac, w którym jest urząd miejski, obejmował trzy działki, ale ma podział na trzy części, jakby to były trzy kamienice zlepione w jedną całość. Z czego to wynika? Otóż było to dość "zdyscyplinowane miasto", rządzone amerykańskim sposobem, gdzie nie było miejsca na dowolność. Mimo żywiołowości rozwoju, w architekturze miasta panował porządek.
Miasto rozrastało się błyskawicznie, bo stworzono "uniwersalny napęd", sposób na samofinansowanie jego rozbudowy. Przemysłowcy stworzyli kasę zapomogową i łatwo było uzyskać pożyczkę na budowę kamienicy. - Byli tu nowi ludzie, którzy ustanowili nowoczesne reguły. Przy czym robili to mądrze. Np. Scheibler pierwszy w Europie wybudował osiedla dla robotników, szkołę, szpital, straż pożarną obok fabryki, to były pierwsze kompleksowe założenia socjalne na świecie - Marek Janiak obala mit o krwiopijcy kapitaliście.
"Ziemia obiecana - reaktywacja"
Jeszcze kilka lat temu telewizja i prasa zadręczały nas relacjami z upadających fabryk włókienniczych. Sytuacja ekonomiczna stolicy polskiego przemysłu lekkiego była bardzo zła. Ta sytuacja uległa zmianie. I to dość radykalnej. Nagle Łódź i całe województwo przeżywają boom inwestycyjny. W gaspodarce zaczyna się dziać dobrze. Pojawiły się ogromne międzynarodowe firmy, jak Merloni, Bosch czy Gilette. Powrót do czasów "Ziemi obiecanej"? Czemu nie.
Andrzej Ośniecki, prezes Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, z pewnością nie miałby nic przeciwko temu. Odkąd przejął zarzadzanie strefą, pozyskał inwestycje na sumę ponad 2 mld zł. A wszystko to w ciągu zaledwie dwóch lat.
- W 2003 r. uzyskaliśmy inwestycje za kwotę 520 mln zł. To było w owym czasie więcej niż w całej historii strefy - od początku powstania uzyskała kwotę 460 mln, a ja po roku działalności uzyskałem wynik 520 mln - mówi Andrzej Osiecki. - Wydawało mi się wtedy, że to był superwynik. W 2003 roku pojawili się wielcy inwestorzy: główny firma Atlas (400 mln zł inwestycji), Paradyż i kilku innych. W tym roku mam inwestycji za kwotę 1,6 mld zł, czyli trzy razy wiecej. Oznacza to nawet 3500 nowych miejsc pracy.
Fenomen? Tylko skąd się wziął? Jak wyjaśnić tak gwałtowny przypływ inwestycji? Czynników jest kilka. Pierwszym z nich jest osoba prezesa ŁSSE. Andrzej Ośniecki pozyskiwaniem inwestycji zajmuje się od 9 lat. Poprzednio kierował firmą inwestycyjną Varitex, która realizowała inwestycje komercyjne. Obsługiwała inwestora w sposób kompleksowy pomagając przy kupnie gruntu, obsłudze prawnej, budowie. Varitex wygrał przetarg na prestiżową budowę filharmonii łódzkiej. Zbudował fabrykę firmy Merloni (sprzęt AGD Indesit) - największy obiekt zadaszony w Polsce o pow. 5 ha. Jest więc praktykiem z dokonaniami. Podstawowa zasada Ośnieckiego: dobre kontakty w obszarze komercyjnym przekładają się na dobre kontakty w przemyśle. On te kontakty ma, wie, komu wysłać ofertę i jak ta oferta ma wyglądać. Przykład Merloniego, który produkuje sprzet AGD. Ktoś musi z nim kooperować, więc tym, kto mógłby z nim współpracować należało złożyć ofertę i zaprosić do strefy. Tak właśnie zrobił Andrzej Ośniecki. W ten sposób po 2 latach Łódź będzie największym w Europie centrum produkcji sprzętu AGD.
- Zbiera się masę krytyczną, po czym następuje reakcja łańcuchowa - mówi Ośniecki.
ŁSSE jest zlokalizowana w 12 miastach województwa. To jest dobre dla regionu, ponieważ daje szansę równomiernego rozwoju całego województwa. Gdyby strefa była tylko w Łodzi, tylko Łodź by się dobrze rozwijała, a reszta mieszkańców była skazana na wegetację lub przyjazd do miasta. W tym roku zabraknie miejsca w strefie w Łodzi. Po raz pierwszy w historii istnienia polskich stref ekonomicznych, zarząd jednej z nich musiał wystapić o jej powiększenie. Jest to zgodne z unijnymi przepisami - pod warunkiem, że inwestor zainwestuje co najmniej 40 mln euro bądź zatrudni co najmniej 500 pracowników. Taka jest sytuacja z Merlonim - chce zainwestować 41,5 mln euro i zatrudnić 760 pracowników.
Drugi czynnik decydujący o sukcesie ŁSSE to odpowiednie podejście do inwestora. Inwestor zagraniczny wcale nie musi znać polskiego prawa i przepisów, bardzo często zdarza się, że i polski inwestor ich nie zna, jeśli jest po raz pierwszy w procesie inwestycyjnym. - My, wykorzystując tę wiedzę, mówimy mu tak: po co macie chodzić po urzędach, borykać się z biurokracją - my to na siebie weźmiemy i załatwimy. Tak więc wszystkie ustalenia, cała obsługa prawna, nawet proces projektowy czy budowę obiektu - to wszystko możemy zaoferować inwestorowi - mówi prezes ŁSEE.
Andrzej Ośniecki ocenia, że do końca tego roku inwestycje w strefie mogą wzrosnąć nawet do 2 mld zł. Łódź jest obecnie liderem w Polsce pod wzgledem nowych inwestycji. Np. Gilette - buduje fabrykę za 120 mln euro, zatrudni 1150 pracowników. Bosch i jego kooperanci - w sumie zainwestują 500 mln zł, zatrudnienią 600 osób. A to tylko kilka firm.
Struktura przemysłowa Łodzi zmienia się. Z monokultury włókienniczej gospodarka miasta i województwa podzieliła się na kilka silnych gałęzi. Tworzą ją przemysł AGD, nowoczesne technologie (inwestycja firmy Hering, która za 105 mln euro chce wybudować zakład produkujący elementy do pomp wtryskowych silników Mercedesa, Porsche, BMW, Audi), logistyka (bazy logistyczne wielu międzynarodowych firm, które chcą wykorzystać dobre położenie geograficzne Łodzi) oraz farmacja (firmy farmaceutyczne, np. grupa Polska Farmacja z Pabianic, czy produkcja sprzętu medycznego - HTL)
Inne elementy tej układanki są już bardziej oczywiste. To ożywienie gospodarcze w kraju, a w przypadku Łodzi dobre położenie geograficzne ułatwiające ekspansję na wschód, dostęp do taniej i wykwalifikowanej siły roboczej i niskie koszty pracy w porównaniu z innymi osrodkami w kraju, wreszcie bardzo dobra baza naukowa i silny środek akademicki. - Łódź ma teraz swoje 5 minut i dobrze je wykorzystuje - dodaje Andrzej Ośniecki i widać, że wie, o czym mówi.
Kręci się!
Łódź bywa nazywana nieco pompatycznie "Hollyłódź". Tu działa Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa Telewizyjna i Teatralna (popularna "Filmówka"), Wytwórnia Filmów Oświatowych, Łódzkie Centrum Filmowe (dawna Wytwórnia Filmów Fabularnych), tu odbywa się co roku prestiżowy festiwal Camerimage. Swoje zainteresowanie miastem potwierdził znany reżyser David Lynch, który chce w Łodzi stworzyć studio filmowe i Centrum Sztuki dla Pokoju.
Jeszcze niedawno wydawało się, że z filmowej mapy Polski zniknie niezwykle cenna instytucja - Wytwórnia Filmów Fabularnych, przemianowana na Łódzkie Centrum Filmowe. Wytwórnia była mocno zadłużona i jej upadłość wydawała się tylko kwestią czasu. WFF. Brak perspektyw oraz brak środków budżetowych na oddłużenie i rozwój spowodował, że podjęta została decyzja o jej likwidacji .
Funkcje likwidatora objął Janusz Rau, który wcześniej prowadził postępowania upadłościowe i likwidacyjne większych łódzkich firm.
Dzięki sprawnie przeprowadzonym procedurom likwidacyjnym udało się utrzymać w kompleksie ŁCF produkcję filmową i telewizyjną. – Wytwórnia podzielona została na kilka samodzielnych segmentów majątkowych, które cyklicznie oferowane były do sprzedaży w drodze przetargów - mówi Janusz Rau. - Sprzedałem praktycznie większość majątku i udało mi się spłacić prawie wszystkie długi. Niektórzy wierzyciele (w tym zagraniczni), po trudnych negocjacjach, zgodzili się na znaczne zredukowanie zadłużenia. Pozwoliło to na pozostawienie jednego budynku produkcyjnego wraz z 2 halami zdjęciowymi oraz z magazynami kostiumów, rekwizytów i broni palnej.
Mimo postępowania likwidacyjnego, ŁCF pracuje, kostiumy są wypożyczane do filmów, reklam, inscenizacji. Warto dodać, że znajduje się tu imponujący zbiór broni, jakiego może pozazdrościć niejedno muzeum. Zbiory sięgają replik broni z XVII w., natomiast broń XX-wieczna jest całkowicie oryginalna.
Z dochodami jest różnie, w zależności od tego, ile się kręci filmów historycznych czy kostiumowych. Najważniejsze, że udało się tak sprzedać majątek, że pozostał on w branży filmowej i telewizyjnej. Studio dźwięku kupiła TV Toya, budynek wydziału obróbki taśmy przejęła za zobowiazania podatkowe gmina Łódź i wydzierżawiła Filmotece Narodowej. Firma WW, producent teleturniejów telewizyjnych typu "Idź na całość", kupiła dwie hale. Firma Opus kupiła jedną halę, zburzyła stare stacje transformatorowe i obudowała nowoczesną szklaną konstrukcję. Część biurową kupiła również TV Toya. Można więc powiedzieć, że powstał kompleks produkcji filmowej i telewizyjnej. - To jest moim zdaniem właściwe wykorzystanie majątku państwowego, na którego utrzymanie nigdy nie było pieniędzy - ocenia Janusz Rau. - Pytano mnie, czy nie można by uratować Łódzkiego Centurm Filmowego, nie sprzedawać, odpowiadałem: owszem, można było, pod warunkiem, że ktoś - czyli państwo - zapłaciłby 15 mln zł długów i wyłożył następne 15 mln na modernizację. Dużo racjonalniejszy był podział na mniejsze jednostki, sprzedaż w prywatne ręce ludziom z branży filmowo-telewizyjnej, którzy w te budynki zainwestują swoje pieniądze.
Zadłużenie Centrum spadło z 16 mln do 0,5 mln zł, niedługo zostanie całkowicie zniwelowane. Co będzie dalej, zadecyduje organ założycielski. Może zostać cofnięta likwidacja i wówczas ŁCF będzie działać pod nowym szyldem, może znajdzie się prywatny nabywca.
Żyć w wielkim mieście
Wieczorem Piotrkowska tętni życiem. Rykszarze nie mają chwili odpoczynku, klient trafia się co chwilę. Za przejechanie kilometra Piotrkowską inkasują 5 zł, ale wieczorem i łodzianie, i turyści mają gest.
Na ulicy gęsto od ogródków piwnych, drzwi pubów i restauracji szeroko otwarte. Modne kluby, takie jak Łódź Kaliska czy Siódemki Klub gromadzą swoich stałych bywalców i przyjezdnych żądnych ujrzenia unikatowych wnętrz, w których historia spotyka się z awangardowym "new popem" reprezentowanym przez artystów z grupy Łódź Kaliska. Ludzie wędrują od knajpy do knajpy, wielu wybiera się do kina, filharmonii czy któregoś z trzynastu łodzkich teatrów. Oferta kulturalna jest całkiem bogata. Często słyszy się tu obce języki, bo miasto z roku na rok jest coraz lepiej rozpoznawane za granicą.
Wiele dobrego zrobił Festiwal Czterech Kultur, który przypomina, że Łódź zbudowały cztery narody: Niemcy, Polacy, Rosjanie i Żydzi. Także Fundacja Ulicy Piotrkowskiej robi wiele, żeby uczynić centrum Łodzi miejscem atrakcyjnym i żywym. - Ponieważ po wojnie 90 proc. ludności to była ludność napływowa, głównie wiejska, trzeba było nauczyć jej miejskości - mówi Marek Janiak. - I trzeba to robić także dziś. Dlatego fundacja organizuje różne imprezy, happeningi, święta Łodzi, żeby ludzi ściągać na Piotrkowską i tłumaczy temu społeczeństwu na różne sposoby, co to znaczy żyć w wielkim mieście.
Łódź w skrócie
Łódź leży na południowo-zachodnim stoku Wyżyny Łódzkiej na wyskokości 170-277 m.n.p.m. Stanowi ona ważny węzeł komunikacyjny; krzyżują się tu drogi o dużym znaczeniu: nr 1 (Gdańsk-Łódź-Katowice-Cieszyn), 14 (na trasie Warszawa-Łowicz-Łódź-Wrocław), a także 72 (na trasie Warszawa-Rawa Maz.-Łódź-Konin-Poznań)
Miasto stanowi centrum aglomeracji obejmującej Pabianice, Aleksandrów, Konstantynów, Zgierz, Ozorków, Stryków, Głowno.
Łódź to drugie co do wielkości miasto Polski. Liczba mieszkańców - 780 tys. Powierzchnia - 29,4 tys. ha.
W 1820 roku Łódź liczyła 767 mieszkańców. Do 1840 obszar Łodzi powiększył się do 27 km2, a liczba ludności wzrosła do 10 tys., zaś w 1903 do 320 tys.
Po 1945 r. Łódź uzyskała własne wyższe uczelnie, obecnie jest ich 11 (w tym 7 państwowych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz