sobota, 19 czerwca 2010

Księga Guinessa: Każdy chce zaistnieć

Rozmowa z Zenonem Pustelnikiem, polskim wydawcą „Księgi Rekordów Guinessa”, rozmawia Marceli Frączek

- Jaki najdziwniejszy rekord utkwił Panu w pamięci?

- Najdziwniejszy, najbardziej szokujący rekord to dla mnie pobyt w pomieszczeniu o powierzchni 12 m kw. z 2 tys. skorpionów przez ponad miesiąc. Nie wyobrażam sobie, jaką trzeba mieć odporność psychiczną, by dać się zamknąć ze skorpionami w tak małym pomieszczeniu i jeszcze wytrzymać tam przez miesiąc! Normalny człowiek nie wszedłby tam na minutę. Z polskich rekordów ciekawe są rekordy Beaty Łęgowskiej z Przasnysza, która ma najdłuższy język świata czy Ludwiki Drapińskiej z Warszawy, która szyje różne rzeczy z własnych włosów. Jeżeli chodzi o Polaków, to są raczej w „normie”, nie ma takich ekstremalnych, szokujących rekordów, to są wyczyny, można powiedzieć, sensowne.

- Patrząc na przekazy medialne, można by pomyśleć, że Polaków ogarnęło szaleństwo bicia rekordów.

- Rzeczywiście, zauważamy systematyczny przyrost rekordów. Mamy już zarejestrowanych 200 rekordów z Polski. Prób jest oczywiście znacznie więcej, jednak nie wszystkie są akceptowane przez biuro Guinessa w Londynie. Często próby bicia rekordu są spontaniczne i źle przeprowadzone od strony proceduralnej nie mogą być zatwierdzone.

- Załóżmy, że chcę pobić jakiś rekord. Jak wygląda procedura?

- Najbardziej poprawna droga jest taka, że powinien się pan zgłosić do Londynu, można przesłać zgłoszenie faksem lub mailem. Jest polska i angielska strona internetowa. Trzeba wypełnić formularz zgłoszenia po angielsku, kiedy i co chce się zrobić i czekać na odpowiedź, która tak szybko nie następuje. Umowny czas to 6 tygodni. Jest bardzo dużo zgłoszeń z całego świata, a ten zespół w Londynie nie jest aż tak duży, żeby na bieżąco obsługiwać wszystkich. Za próbę bicia rekordu nie ma żadnych opłat, chyba że komuś bardzo zależy na czasie, może przyspieszyć wszystko uiszczając opłatę ok. 300 funtów. Dostaje pan odpowiedź, w której otrzymuje regulamin i aktualny wynik. Dobrze przed samym przystąpieniem do bicia rekordu sprawdzić, czy ten wynik się nie zmienił, żeby się nie rozczarować, że atakowaliśmy wynik już nieaktualny. Trzeba powołać komisję złożoną z minimum dwóch osób publicznego zaufania, która cały przebieg bicia rekordu będzie rejestrować i oceniać według zasad regulaminu oraz sporządzi protokół po angielsku. Niezbędne materiały dowodowe to właśnie protokół, kaseta wideo, zdjęcia i wycinki z gazet. Przy niektórych rekordach wymagane są jeszcze inne materiały, np. modny u nas ostatnio rekord na najdłuższą lekcję (obecny rekord 61 godzin). W tym przypadku trzeba również opisać, jak ta lekcja przebiegała, należy udowodnić, że była to rzeczywiście lekcja. Notuje się też wszystkie przerwy na odpoczynek, wyjście do toalety itp.

- Niektóre rekordy są niebezpieczne, nie tylko dla bijącego, ale i dla przypadkowych osób.

- Tak, dotyczy to grupy rekordów, które odbywają się na drogach publicznych. W tej chwili widać tendencję, żeby na takie rekordy nie zezwalać. Dlatego też zamknięto rekord polegający na najszybszym objechaniu kuli ziemskiej samochodem – z Polski przygotowywała się do bicia tego rekordu Martyna Wojciechowska, znana z telewizji TVN. Pomagaliśmy w przygotowaniach do bicia tego rekordu, ale tuż przed rozpoczęciem przyszła z Londynu wiadomość, że ten rekord w tej formule jest zamknięty, dlatego że nie udało się wymóc na uczestnikach przestrzegania przepisów drogowych obowiązujących w danym państwie – chodziło głównie o ograniczenia prędkości. Wbrew pozorom rekordy, choć często wyglądają na igranie ze śmiercią, są bezpieczne. Jedyny znany mi wypadek śmiertelny miał miejsce podczas grupowego skoku spadochronowego – skoczek zaplątał się w czaszę spadochronu innego skoczka. Zasady są takie – każdy przystępuje do bicia rekordu na własną odpowiedzialność. Guiness zawsze stara się ustalić takie reguły, by kolejni uczestnicy danej konkurencji mieli zapewnione bezpieczeństwo. Oczywiście zdarza się, że ktoś bije niebezpieczny rekord w nieistniejącej jeszcze kategorii, a potem dopiero zgłasza go Guinessowi – wtedy trudno mówić o odpowiedzialności Guinessa. Podkreślam, należy zdawać sobie sprawę z ryzyka i znać swoje możliwości, zanim zdecydujemy się wymyślić jakąś nową konkurencję.

- Niektóre rekordy przeradzają się w dyscypliny sportowe...

- Świetnym przykładem są rekordy tzw. strong menów, np. przetaczanie beczek czy ciągnięcie wagonów kolejowych przez jednego człowieka. Obecnie istnieją już normalne zawody, są mistrzostwa świata, mamy zresztą polskiego mistrza. Zdarza się więc, że coś, co było na początku kolejnym rekordem, przeradza się w bardziej rozbudowaną konkurencję, a jeśli zainteresowanie jest duże, stopniowo toruje sobie drogę do normalnych dyscyplin sportowych.

- Dlaczego ludzie decydują się bić rekordy? Dla sprawdzenia siebie, dla krótkotrwałego rozgłosu?

- W Polsce dużą rolę odgrywa jeszcze posmak nowości. Pierwsze polskie rekordy Guinessa były bite na początku lat 90. Na pewno swoje robi marka Guiness – to jest okazja dla firm, instytucji, miast, by przy okazji bicia jakiegoś rekordu po prostu się wypromować.

- A ludzie, którzy narażają swoje zdrowie, a nawet życie?

- Chcą zaistnieć, jak każdy. Pokazać światu, że mają pomysły, inwencję. Przykładem niech będzie dyscyplina wymyślona przez Polaków, a która bardzo się spodobała w Londynie – Canal Trophy, zawody odbywające się na wyposażonym w pochylnie Kanale Ostródzko-Elbląskim. Ludzie chcą się sprawdzić, pewnie pokazać – często piszą do nas, że ich marzeniem jest znaleźć się w Księdze Guinessa. Podobnie jak niektórzy ludzie marzą o tym, by wystąpić w telewizji. Każdy chce zaistnieć.

Brak komentarzy: