wtorek, 25 maja 2010

Handlowe zawirowania

Hipermarkety przybyły do Polski wraz z zagranicznymi inwestorami. W latach 90. pozwalano im niemal na wszystko, stosując liczne preferencje podatkowe, sprzedając atrakcyjne grunty w wielkich miastach, gdyż dawały pracę tysiącom ludzi. Dziś wielkie sklepy wtopiły się w polską rzeczywistość. Dla jednych jest to najzwyklejszy sklep, dla innych największy wróg.

Kochamy hipermarkety za duży wybór towarów i dobre zaopatrzenie. Kuszą nas także niskimi cenami i częstymi promocjami. Do tego są otwarte przez siedem dni w tygodniu, a w niektórych przypadkach przez całą dobę, co daje swobodę robienia zakupów o dowolnej porze. Wszystkie te możliwości wcześniej nie były dostępne i to dlatego wielkie sklepy tak szybko znalazły swoich „wielbicieli”.

To, co dla jednych jest ułatwieniem i wygodą, dla drugich może być przekleństwem. Drobni sklepikarze i handlowcy z bazarów oskarżają wielkie sieci o utratę klientów, dochodów i miejsc pracy. Budowa każdego nowego marketu oznacza dla wielu lokalnych kupców poważne problemy lub nawet bankructwo. Czy współistnienie hipermarketów i małych sklepików jest niemożliwe?

Co takiego jest w tych hipermarketach?

Hipermarkety to potężne sklepy o powierzchni powyżej 2,5 tys. m kw. oferujące ogromny wybór towarów spożywczych i przemysłowych. W jednym sklepie można się zaopatrzyć zarówno w najpotrzebniejsze produkty żywnościowe, jak i ubrać się, kupić sprzęt elektroniczny czy książkę lub film wideo. To była największa rewelacja, kiedy zachodnie sieci handlowe pojawiły się w Polsce na początku lat 90. Obok sklepów pojawiły się olbrzymie parkingi, a markety zaczęły się przeobrażać w centra handlowe, z pasażami pełnymi eleganckich butików, restauracyjek i punktów usługowych, tworząc swoistą enklawę dobrobytu. Dla wielu ludzi przebywanie w centrach handlowych stało się sposobem na spędzanie wolnego czasu i przebywanie wśród ludzi. Jak podkreślają socjolodzy, przebywanie wśród anonimowych ludzi, w zamkniętej, choć obszernej przestrzeni, daje nam poczucie bezpieczeństwa. – Hipermarket to mikrokosmos – twierdzi socjolog, prof. Marek Ziółkowski – obejmuje spłaszczoną strukturę społeczną, bez bogaczy i nedzarzy i trochę okrojony rynek – bez towarów luksusowych i pozaklasowych. Dlatego jest idealnym miejscem dla przeciętych ludzi.

Nad tym, byśmy dobrze się czuli w przestrzeni marketu, czuwają liczni specjaliści. To oni dbają o przyjemny nastrój, sprzyjający wydawaniu pieniędzy, często na niezaplanowane zakupy: miła muzyka, zapach piekących się bułeczek, uśmiechnięta obsługa, odpowiednio zagospodarowana powierzchnia. Marchandising, czyli sztuka eksponowania towaru, określa wyraźne zasady, jak powinny być ułożone produkty, aby zapewnić ich jak najlepszą sprzedaż. Producenci płacą duże pieniądze, żeby ich towary znalazły się na półce na wysokości wzroku kupującego, na najbardziej reprezentacyjnej alejce, na regałach po prawej stronie (wg badań ludzie częściej patrzą w prawo niż w lewo). Uprzyjemnić zakupy mają nam liczne degustacje, promocje, konkursy z nagrodami, koncerty zaproszonych do centrum handlowego gwiazd. A na wypadek, gdybyśmy czegoś zapomnieli kupić, jeszcze przy kasach stoją specjalne regały z towarami impulsowymi, które kuszą kolorowymi opakowaniami. To jest właśnie magia hipermarketów.

A co na to sklepikarze?

Drobni handlowcy i sklepikarze traktują wielkie zachodnie sieci (nie tylko hipermarketów, ale także dyskontów spożywczych) jako swojego naturalnego wroga. Według nich, sieci odbierają im klientów, w nieuczciwy sposób zbijają ceny, w efekcie czego Polska traci więcej miejsc pracy, niż zyskuje dzięki budowie kolejnych gigantycznych centrów handlowych. Z krajobrazu polskich miast znikają bazary, źródło najtańszych towarów. Małe sklepy osiedlowe przegrywają z ulokowanymi na peryferiach centrami handlowymi, do których niejednokrotnie można dojechać bezpłatnym autobusem. Oskarża się także zachodnie koncerny o nadużycia podatkowe (wg raportu NIK hipermarkety systematycznie wykazują straty i nie płacą podatku dochodowego) i transfer pieniędzy za granicę. Wiele marketów uzyskało doskonałe warunki do działalności, m.in. wakacje podatkowe, tanie grunty w atrakcyjnych lokalizacjach tylko dlatego, że władze samorządowe chciały przyciągnąć do miasta zachodnich inwestorów.

Kupcy skarżą się, że międzynarodowe giganty uzyskały lepsze warunki na starcie, podczas gdy o ich interesy nikt nie dba. Udział w rynku wielkich sieci z roku na rok rośnie. Pod koniec roku 2001 hipermarkety wypracowały 16 proc. obrotów, supermarkety 7 proc., a sklepy dyskontowe – 6,5 proc. (źródło: CAL Company Assistance).

Tymczasem, jak pokazuje raport o handlu w Unii Europejskiej, opracowany przez doktoranta SGH, Jana Rakowskiego, politycy UE chronią małe i średnie firmy w swoich krajach przed ekspansją zagranicznych sieci handlowych, np. we Włoszech nie działa żadna z zagranicznych sieci hipermarketów (źródło: „Newsweek Polska” 11/2002).

Czy zatem polscy kupcy są z góry skazani na porażkę? Niekoniecznie. Małe sklepy mogą przetrwać i bardzo dobrze prosperować nawet w cieniu gigantów. Muszą jednak znaleźć sposób, by zatrzymać klientów, którzy często po początkowym zafascynowaniu możliwościami, jakie daje hipermarket, z czasem tęsknią do atmosfery przydomowego sklepiku. Podstawą sukcesu małych sklepów jest poznanie zwyczajów i upodobań klientów. Podkreślają to na szkoleniach fachowcy z regionalnych Zrzeszeń Prywatnego Handlu i Usług. Przyjemnie jest wejść do sklepu, w którym sprzedawca zna nazwisko swojego klienta, wie, co najczęściej kupuje i zamieni kilka miłych słów. Sklepikarz, nawet ten najdrobniejszy, powinien od początku działalności tworzyć bazę danych o swoich klientach. Swój sukces właśnie dzięki informacjom o upodobaniach klientów zawdzięcza największa dziś w USA sieć sklepów spożywczych Wall Mart.

Te sposoby to np. programy lojalnościowe (stali klienci otrzymują zniżki lub prezenty), czy choćby zwykła uprzejmość. Ważny jest także wysoki poziom usług i oczywiście towarów, które powinny być zawsze świeże. Jak wskazują fachowcy, wolimy kupować owoce i warzywa w małych warzywniakach lub na targowiskach, bo tam codziennie są one świeże, tymczasem w hipermarketach z tą świeżością bywa różnie. Nie wolno klienta oszukiwać po to, by jednorazowo sprzedać jak najwięcej zalegającego towaru – taki klient już nigdy do tego sklepu nie wróci. – Klienci robią u nas drobne zakupy, po które nie warto wybierać się do hipermarketu – mówi pani Grażyna, sprzedawczyni osiedlowego sklepiku usytuowanego w pobliżu gliwickiego Tesco. – Ponieważ otwieramy już o szóstej, zaopatrują się u nas w świeże pieczywo. Większość znam z imienia i nazwiska, to chyba największy atut małego sklepu.

Sposobem na przetrwanie jest organizowanie się kupców. W Gliwicach, kilka lat temu, na miejscu likwidowanego targowiska, handlujący tam kupcy wybudowali halę targową. Przykładem dynamicznie rozwijającej się polskiej sieci małych sklepików jest sieć Żabka. Tajemnica jej sukcesu polega na długich godzinach pracy i starannie dobranym asortymencie.

Ustawowy knot

W trosce o małe i średnie polskie firmy handlowe 23 maja 2002 r. Sejm znowelizował Ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Nowe prawo funkcjonuje od 10 listopada i od początku zbiera same niekorzystne oceny. Nie tylko od wielkich sieci, w które było wymierzone, ale także od tych, których miało chronić. Sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, który zgłosił szereg poprawek.

Według ustawy, po 10 listopada z marketów miały zniknąć wszelkie promocje i wyprzedaże (z wyjątkiem dwóch sezonowych oraz likwidacyjnych). Wg ustawy promocja jest działaniem nieuczciwym, ponieważ opiera się na sprzedaży bez marży czy wręcz poniżej kosztów. Tymczasem wyprzedaże i promocje to fundament działalności wielkich sieci na całym świecie.

Ustawa zabrania hipermarketom wydawania bonów towarowych, będących do tej pory bardzo popularnym sposobem nagradzania pracowników przez zakłady pracy. Bony mają wydawać specjalistyczne niezależne firmy.

Zabrania się też sprzedaży premiowanej, czyli nagradzania klienta za zakupy. Ustawa zezwala jednak na nagrody niewielkiej wartości (nie określając przy tym, jaka to jest wartość niewielka) i dawanie próbek towarów.

Największe kontrowersje jednak wywołał przepis zabraniający sprzedaży więcej niż 20 proc. towarów pod własną marką sieci (licząc obroty). Ustawodawca argumentował, że tracą na tym producenci, gdyż „odbiera się im wartość dodaną”. Tymczasem tracą może i producenci, ale ci wielcy, których stać na promowanie własnych marek, tracą zaś firmy małe i średnie, dla których produkcja na zlecenie sieci pod jej marką jest często jedynym sposobem na przetrwanie na rynku. – Ten przepis jest nieracjonalny ekonomicznie, a dodatkowo niezgodny z prawem Unii Europejskiej – stwierdził Cezary Bansikowski, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, komentując nową ustawę.

Według Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej największe sieci handlowe w Polsce, przyjęte przepisy mogą spowodować bankructwo wielu, przede wszystkim mniejszych firm produkcyjnych i dostawczych, a w najlepszym wypadku redukcję zatrudnienia. Stracą także konsumenci. „Zostaną oni pozbawieni możliwości wyboru między drogim, markowym towarem, a tańszym, zbliżonym jakościowo towarem sprzedawanym pod marką własną dystrybutora” – czytamy w oświadczeniu wydanym przez POHiD. Wg badań CAL Company Assistance, blisko 2/3 odbiorców kupuje towary marek własnych detalisty, a 3/4 z nich to osoby o dochodach poniżej 1500 zł miesięcznie.

„Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji jest w posiadaniu szczegółowej analizy prawnej, wykonanej na zlecenie EuroCommerce w Brukseli, dotyczącej zgodności wspomnianych przepisów z jednolitym prawem europejskim. Analiza ta jednoznacznie wskazuje, że przepisy te stoją w sprzeczności z prawem europejskim i mogą być uznane za niedozwolone ograniczenia ilościowe w handlu” – czytamy w oświadczeniu POHiD.

Podobnych błędów w ustawie jest jeszcze kilka. Wygląda na to, że po raz kolejny słomiany zapał posłów spowodował więcej kłopotów niż korzyści. Wadliwą ustawę należy jak najszybciej poprawić, zanim nakaże nam to Bruksela.

Typy marketów:
  • Supermarket – sklep o powierzchni od 400 do 2,5 tys. m2
  • Hipermarket – sklep o powierzchni ponad 2,5 tys. m2
  • Outlet – centrum handlowe oferujące w dziesiątkach małych punktów sprzedaży markowe towary (głównie odzież) po obniżonych cenach, z tzw. końcówek serii. W Polsce dopiero się pojawiają, w USA niezwykle popularne (jest ich ponad 600)
  • Dyskont – sklepy, w których wybór towarów jest ograniczony do 1000 produktów, głównie najtańszych marek, dużą część towarów stanowią marki własne; towar sprzedawany jest z pudełek i palet.
(Źródło: Serwis Hipermarkety)

Brak komentarzy: