czwartek, 27 maja 2010

Odrodzenie wina

Wino gronowe wciąż jest w Polsce uznawane za trunek na specjalne okazje - statystyki wskazują zdecydowaną przewagę piwa i wódki w konsumpcji alkoholu. Powoli jednak zmieniają się przyzwyczajenia konsumentów, a rynek polski staje się coraz ważniejszy dla importerów.

Do niedawna symbolicznie dzielono Europę pod względem spożycia alkoholu na strefy wina, piwa i wódki. Im dalej na wschód, tym mocniejsze trunki preferowane przez zamieszkujące dany obszar nacje. Tradycyjnie do "strefy wina" należą Hiszpania i Portugalia, Francja, Włochy i Grecja oraz Węgry, do "strefy piwa" Niemcy, Czechy i Belgia, zaś "strefy wódki" Polska, dawne ZSRR i kraje skandynawskie. Odkąd jednak na obszarze Europy zlikwidowano bariery, swobodny przepływ ludzi, mieszanie się kultur sprawiło, że ten stary podział należy uważać za zdecydowanie przebrzmiały.

W Polsce zmiany w spożywaniu alkoholu następują od początku lat 90., głównie pod wpływem upowszechnienia się kultury spożycia piwa. To właśnie piwo "wyciągnęło" Polaków z domów do powstających jak grzyby po deszczu pubów. Skoro już opanowaliśmy do perfekcji produkcję i spożywanie piwa - gonięc mistrzów, czyli Niemców, Anglików i Czechów - przyszedł czas, by pokazać, co potrafimy na gruncie winnym.

Wino i wino to nie to samo

Wino w Polsce to pojęcie dość niejednoznaczne. Sformułowanie "napić się wina" ma dwa znaczenia. Dzieje się tak za sprawą silnie zakorzenionej tradycji produkcji tzw. win owocowych, trunków z najniższej półki, przeznaczonych raczej do szybkiego "wchodzenia na orbitę" niż degustacji i delektowania się bukietem. Napoje o malowniczych nazwach (słynna "Arizona") znajdują najwięcej odbiorców na wsi i w małych miasteczkach, wśród klientów o niskich dochodach, często bezrobotnych. I choć niektórzy producenci walczą o poprawę renomy napojów z tej kategorii (np. Ambra, Warwin czy Pektowin), organizowane są nawet przez Krajową Radę Winiarstwa i Miodosytnictwa konkursy na najlepszy produkt, to jednak nadal polskie wina kojarzą się jak najgorzej. Być może sytuację zmieni przyznanie producentom prawa do zastrzeżonej nazwy "polskie wino owocowe", pod którą będą występować ich produkty w Unii Europejskiej. I chociaż ludzie zajmujący się - jak mówią - "prawdziwym", gronowym winem dość niechętnie komentują ten fakt, to przyznają, że decyzja ta może wpłynąć na poprawę jakości produktów. - Fakt uzyskania takiej współnej konkretnej nazwy daje cień szansy na poprawę jakości tych, niech będzie, win - mówi Piotr Pietrzyk z Collegium Vini, instytucji propagującej kulturę wina.

Budzi natomiast kontrowersję przypisanie tych wyrobów konkretnej narodowości. - Ładnie brzmiące określenie "polskie wino owocowe" jest określeniem na wyrost w stosunku do tego, czego ma dotyczyć - twierdzi Piotr Drzewiecki z firmy Racke Polska, importera win. - Nazwa kraju w nazwie produktu świadczy o randze i o promocji wyrobu, a produkt tak nazwany promuje kraj. W tym przypadku, z przyczyn oczywistych, ta zasada nie powinna mieć zastosowania. Co nie zmienia faktu, że krajowe wyroby trzeba jakoś nazwać i móc je sprzedawać, a czy inne rynki unijne będą te wyroby chciały kupować, to już całkiem inny temat.

Nie tylko na urodziny

Ale podane wyżej sformułowanie "napić się wina" ma też drugie znaczenie. Stopniowo wzrasta zainteresowanie Polaków winami gronowymi. Jak wskazują analizy, wiąże się to ze wzrostem zamożności społeczeństwa, a także świadomości kulturowego znaczenia wina. Nie do przecenienia jest fakt, iż wino - zwłaszcza czerwone - pite w niewielkich ilościach służy naszemu zdrowiu, bywa wręcz zalecane przez lekarzy.

Do niedawna głównymi konsumentami wina byli odbiorcy w wieku powyżej 40 lat, obecnie granica wieku znacznie się obniżyła, co zauważają dostawcy. Zmienia się też podejście kliebtów do zakupu tego alkoholu. - Rośnie grupa nabywców, dla których wino nie pojawia się na stole tylko na specjalne okazje - przyznaje Piotr Drzewiecki. - Z pewnością grupa ta zwiększałaby się szybciej wraz ze wzrostem zarobków. Ale wszystko przed nami. Wino coraz częściej jest kupowane jako prezent, wypierając wódkę. Jest to także sygnałem, że wino, jego spożywanie, czytanie o nim oraz rozmowy na jego temat stały się modne. Wszystko to oznacza, że zaczynamy się winem interesować, a nawet aspirować do miana znawców. Świadczy o tym fakt istnienia stowarzyszeń sommelierskich, a także ekskluzywnych klubów wina, ktore nie tylko sprowadzają dla swoich klientów najlepsze gatunki wina, ale organizują degustacje czy seminaria na tematy związane z produkcją wina. Na rynku pojawiły się także specjalistyczne sklepy oferujące wino z różnych części świata.

Polacy najchętniej piją wina czerwone, w przedziale cenowym do 10 zł (bułgarskie, węgierskie). Rośnie zainteresowanie trunkami droższymi, ale cena 20 zl jest już niechętnie akceptowana przez większość nabywców. Najwięcej wypijamy wina pochodzącego z Bułgarii, Francji i Węgier. Inni liczący się dostawcy to Włochy, Niemcy, Hiszpania. O podniebienia Polaków walczą też tzw. wina z nowego świata (Ameryka Południowa).

Z kolei wina musujące i szampany to w Polsce produkty sezonowe. Najwięcej sprzedaje się ich w okresie sylwestrowym. Najpopularniejsze marki to Dorato i Cin&Cin oraz Russkoje Igristoje i Michelangelo.

Wg informacji Dariusza Polaka, dyrektora handlowego firmyVinpol, rynek win w Polsce rozumiany jako suma win stołowych, deserowych, gazowanych i musujących oraz wermutów ocenia się na około 80 mln litrów rocznie, a w ujęciu wartościowym na około 1,2 mld PLN.

Gronowe z Polski?

Święto Bachusa w Zielonej Górze nie wzięło się z fantazji mieszkańców tego regionu. Okolice Zielonej Góry słynęły kiedyś z winnic, które dawały pokaźne ilości przedniego wina. Jednak winnice zlikwidowano, bo rozbudowa sieci kolejowej sprawiła, iż wygodniej było sprowadzać markowe trunki z winiarskich potęg.

Od pewnego czasu grupka zapaleńców próbuje wskrzesić tradycję produkcji oryginalnego gronowego wina w naszym dość surowym klimacie. I robią to z niezłymi rezultatami. Winnica Romana Myśliwca, zwanego Dionizosem z Jasła, wytwarza trunek o jakości ocenianej przez znawców na przedział cenowy 20-30 zł. Co roku 3 tys. litrów. Lata ekpserymentów z różnymi odmianami winorośli przynoszą coraz lepsze efekty. Już dziś wino robione w przydomowych wytwórniach może konkurować z dobrymi winami importowanymi. Niestety, jak na razie pasjonaci pokroju Romana Myśliwca nie mogą rozwijać swojej działalności i sprzedawać wina. Powód jest prosty - polskie przepisy, ktore narzucają bardzo trudne do zaakceptowania przez drobnych wytwórców warunki. A może być jeszcze gorzej. Projekt nowej ustawy "o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich, obrocie tymi wyrobami i organizacji rynku wina" nadal stawia w uprzywilejowanej pozycji dużych producentów krajowych "bełtów", a dyskryminuje lokalnych, małych wytwórców. - Trudno porównywać układ sił - przyznaje Piotr Pietrzyk. - Producenci "wina polskiego" mają silny lobbing, a nas jest zaledwie garstka. - Ministerialny projekt nowej ustawy winiarskiej proponuje rozwiązania, które w praktyce uniemożliwiają dochodową produkcję win gronowych z własnych upraw - ocenia Wiktor Bruszewski, posiadacz własnej winnicy, przewodzący grupie walczącej o zmianę niekorzystnych zapisów. - Aby otrzymać wymagane zezwolenie, kandydat na polskiego winiarza musiałby sprostać procedurom tak surowym, jak w żadnym cywilizowanym kraju. W zamian pozwoli mu się na wyrób wina w ilościach – jak na europejskie standardy komercyjnej produkcji – raczej symbolicznych.

Kafelki zamiast pleśni

Projekt ustawy narzuca producentom szereg restrykcyjnych zobowiązań, m.in. wprowadza 5-letnie zezwolenia wystawiane przez powiatowego komendanta Straży Pożarnej, obowiązek posiadania opinii techniczno-technologicznej wojewódzkiego inspektora jakości handlowej, zaświadczenia powiatowego inspektora sanitarnego, zaświadczenia wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, urzędu skarbowego i ZUS-u o niezaleganiu z płatnościami oraz zaświadczenia o niekaralności. To multum dokumentow to jeszcze nie wszystko. Nawet niewielki producent wina musi posiadać własne laboratorium i laboranta (w krajach UE można korzystać z laboratoriów zewnętrznych), zaś piwnica do przechowywania wina musi być wykafelkowana, co jest ewenementem na skalę światową, gdyż w piwnicy powinien panować jedyny w swoim rodzaju mikroklimat - we Francji miejscowy sanepid nie ukarze właściciela za pleśń na ścianach, ponieważ ta pleśń ma właśnie specjalne właściwości.

Projekt ogranicza też wielkość produkcji do 10 tys. litrów na producenta, argumentując limitami ustanowionymi przez UE. - 10 tysięcy litrów (czyli 100 hektolitrów), to skala produkcji bardzo mała, nie pozwalająca często na odpowiednie wyposażenie przetwórni i zakup kosztownych urządzeń - przekonuje Wiktor Bruszewski. - Małe gospodarstwa rodzinne w Europie – w zależności od kraju – produkują zwykle 500 do 2000 hektolitrów wina rocznie i uważa się to za minimalną wielkość dla samodzielnego prowadzenia produkcji winiarskiej. Ograniczenie to uniemożliwia również tworzenie spółdzielczych wytwórni, które w większości regionów winiarskich umożliwiają egzystencję drobnych plantatorów winorośli.


Piotr Drzewiecki, dyrektor handlowy Racke Polska Sp. z o.o.:

- Nasz rynek odznacza się stabilnym wzrostem importu i sprzedaży win spokojnych sprowadzanych w butelkach, średnio jest to wzrost 10 proc. rocznie. Tendencję spadkową mają wina krajowe, wina musujące i wermuty.

Polacy najchętniej piją wina półsłodkie i półwytrawne, częściej czerwone niż białe. W mniejszości są zwolennicy win różowych, ale systematycznie sprzedaż tych win wzrasta. Od kilku lat zdecydowanie wzrasta krąg nabywców win wytrawnych, co wiąże się z większą świadomością nabywców o winach oraz zmianą ich przyzwyczajeń i upodobań.

Oczywiście jest duża różnica między tym, co lubimy i chcemy spożywać, a na co nas stać. Dlatego ciągle jeszcze największą część rynku stanowią wina do 10 zł (np. Sofia), ta kategoria cenowa win w porównaniu do lat ubiegłych traci swój udział w rynku. Zyskują natomiast dwie następne kategorie tz. 10-15 zł i 15-20 zł, w których możemy już kupić przyzwoite wina markowe (np. Bongeronde). Wina powyżej 20 zł niestety wyraźnie odstają od wcześniejszych kategorii w podziale rynku. Coraz większe znaczenie w dystrybucji win mają supermarkety, które dzięki coraz lepszemu asortymentowi i niskim cenom, jak się ocenia, osiągnęły poziom 35-40 proc. udziału w sprzedaży win w Polsce.

Cena oraz przyzwyczajenia powodują, że najwięcej kupujemy win z Bułgarii, Francji i Węgier. Pozostałe liczące się kraje to Włochy, Niemcy, Hiszpania. Pierwsza grupa krajów powoli traci w swojej sprzedaży na korzyść drugiej grupy oraz win z nowego świata (np. Chile).


Udział ilościowy sprzedaży win (proc.) 10.2001-11.2002
  • wina stołowe - 34,3
  • wermuty i wina deserowe - 37,1
  • musujące i szampany - 28,3
  • inne - 0,3

 (AC Nielsen)


Udział wartościowy sprzedaży win (proc.) 10.2001-11.2002
  • wina stołowe - 36,4
  • wermuty i wina deserowe - 37,3
  • musujące i szampany - 25,8
  • inne - 0,5

(AC Nielsen)

Brak komentarzy: