wtorek, 25 maja 2010

Obraz jak sztabka złota

Na świecie coraz częściej patrzy się na sztukę jak na pewną lokatę kapitału. W Polsce na razie podejście jest inne: sztuka to zbytek, hobby dla pasjonatów i kolekcjonerów.

Materialistyczne podejście do kupna dzieł sztuki nie jest niczym nowym: od stuleci bogacze kupowali wartościowe obrazy czy rzeźby nie tylko po to, by cieszyć nimi swoje oczy w domowym zaciszu lub gabinecie swojej firmy. Brano również pod uwagę fakt, że w przyszłości będzie można zakupione dzieło sprzedać z dużym zyskiem. Prosta zasada, że dzieło uznanego artysty z biegiem lat nabiera wartości, rządzi do dziś. W wielu krajach kupowanie dzieł sztuki traktuje się tak samo jak inwestycje w akcje czy fundusze powiernicze. Dobre inwestycje mogą przynieść poważne zyski - jednak rynek sztuki to rynek chimeryczny, chwiejny. Nie rządzą nim jasne prawa ekonomii, wiele zależy od mody, a ryzyko zawsze jest duże.

Londyński eksperyment

Mimo to pojawiają się na świecie pomysły, by wykorzystywać handel dziełami sztuki do pozyskiwania stałego zysku. W Londynie przeprowadza się swego rodzaju eksperyment w tej dziedzinie. Opisuje go "The Economist" w sierpniowym numerze (wykorzystano opr. polskie z magazynu "CXO"). Powstał fundusz inwestujący w dzieła sztuki, prowadzony przez Lorda Gowrie, dawnego ministra sztuki, i kilku marchandów. Fine Art Fund zamierza zebrać 70 mln USD na inwestycje w najdroższe obrazy i rzeźby. Niemal dwie trzecie funduszy zostaną zainwestowane w "starych mistrzów", impresjonistów i znanych rzeźbiarzy. Reszta pieniędzy pójdzie na sztukę współczesną. Na razie do funduszu chcą przystąpić głównie bogaci inwestorzy indywidualni, choć kilku inwestorów instytucjonalnych również wyraziło zainteresowanie.

Nie jest to pomysł nowy. Podobnego przedsięwzięcia podjął w latach 70. British Rail Pension Fund, inwestując 2,9 proc. (62 mln USD) swojego portfela w dzieła sztuki, w tym manuskrypty i meble. Po kilkunastu latach wyprzedano większość kolekcji, osiągając dobry zwrot z inwestycji - wypłacono odsetki w wysokości 11,3 proc.

Kosztowne hobby

Kupowanie dzieł sztuki światowej klasy nie jest tanią zabawą. Wliczając ryzyko - pewien japoński biznesmen kupując na początku lat 90. obraz Van Gogha "Portret doktora Gacheta" zapłacił ponad 82 mln USD, zaś dziś jest on wart 12 mln - na dziełach sztuki można nieźle zarobić. Choć przez ostatnie lata gospodarka światowa z trudem próbowała odbić się od dna, rynek aukcyjny odnotowywał rekordowe ceny. Sprzedano np. obraz Rubensa "Rzeź niewiniątek" za 49,5 mln funtów brytyjskich - najwyższą cenę, jaką osiągnęły dzieła tego malarza. Dla porównania, najwyższe ceny osiągane na polskich licytacjach to przedział 1-1,5 mln zł. Niedawno sprzedano obraz Władysława Czachórskiego za 1300 tys. zł na licytacji w domu aukcyjnym Agra-Art.

Nie da się ukryć, że kupno dzieła sztuki w celu zarobienia na nim to inwestycja długoterminowa i niepewna. Wiele zależy od panujących na rynku mód i trendów. Raz panuje dobra koniunktura na impresjonistów, raz na abstrakcjonistów itp. Nieraz trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo pośpiech zwykle bywa złym doradcą.

W Polsce na rynku obrotu obrazami najlepiej sprzedaje się polska klasyka: Chełmoński, Boznańska, Kossak, Malczewski, Axentowicz. Na tych twórców nabywcy są zawsze. Popularni są także współcześni: Dwurnik, Duda-Gracz, Nowosielski, Starowieyski. Dość ryzykownym, ale ekscytującym sposobem na inwestowanie, jest kupno dzieł mało znanych twórców współczesnych, nie tylko malarzy, ale też np. fotografików. Wyczucie i szczęście mogą się zwrócić z nawiązką, jak pokazuje przykład prac niemieckiego fotografa Andreasa Gursky'ego, które 4 lata temu sprzedawano za 3 tys. funtów, a dziś osiągają wartość ponad pół miliona funtów.

W Polsce dominują klienci indywidualni

O ile na Zachodzie działa sztuki kupują oprócz bogatych kolekcjonerów także prezesi wielkich firm czy instytucji - czy to traktując je jak lokatę kapitału czy sposób na podniesienie prestiżu, to w Polsce rynek sztuki jest raczej rynkiem drobnych kupców indywidualnych, którzy traktują to jako swoją pasję. - W latach 90. widać było pewne zainteresowanie obrazami banków, obecnie firmy raczej nie interesują się takimi zakupami - przyznaje Zofia Krajewska-Szukalska, prezes domu aukcyjnego Agra-Art z Warszawy. Tylko niektóre firmy interesują się tą formą działalności, wiążąc ją z rolą mecenasa i sponsora sztuki. - Nie tylko sponsorujemy liczne wydarzenia kulturalne, promujemy oryginalne i prestiżowe przedsięwzięcia, szczególnie związane ze sztuką współczesną, ale także kupujemy dzieła sztuki - mówi Alicja Kos, członek zarządu BRE Banku. - BRE Bank jest właścicielem takiej kolekcji. Jej eksponaty zdobią wnętrza Banku. W tym znaczeniu możemy mówić tu o formie lokaty kapitału.

Znacznie gorzej jest "na prowincji", gdyż niewiele central wielkich firm znajduje się poza stolicą. - Kupują przede wszystkim osoby prywatne, rzadko kiedy są to firmy - ocenia Aleksander Harkawy, prezes domu aukcyjnego Polonia Art w Katowicach. - Jeżeli już, są to kolekcjonerzy, którzy kupują na firmy, ale wynika to raczej z ich pasji niż chęci lokowania kapitału przez firmę. Kiedyś było takie obiegowe pojęcie, że kupuje się obraz ze snobizmu, kierując się opinią, że to jest cenne i trzeba to mieć. W dzisiejszej sytuacji ekonomicznej nikt przy zdrowych zmysłach nie wyrzuci kilkudziesięciu tysięcy złotych po to, żeby powiesić obraz na ścianie ze snobizmu, te pieniądze są raczej lokowane w bankach. Minęły te czasy, że było dużo pieniądza na rynku.

Na ścisłe powiązanie rynku sztuki z sytuacją ekonomiczną kraju i potencjalnych klientów zwraca uwagę Zofia Krajewska-Szukalska. Oczywiście, kryzys gospodarczy to okazja dla tych, którzy pieniądze mają, na kupno dzieł sztuki za niższą cenę i sprzedaż z zyskiem w okresie koniunktury. - To nie ekonomiści pierwsi wiedzą, kiedy gospodarka idzie w górę lub spada na łeb, tylko my, ludzie handlujący sztuką - mówi prezes Agra-Art. - Jeszcze przed ogłoszeniem przez rząd, że polska gospodarka odnotowała znaczący wzrost my już to wiedzieliśmy.

Jak widać, warto interesować się rynkiem sztuki, nie tylko z czysto estetycznego powodu.

Aleksander Harkawy, prezes zarządu domu aukcyjnego Polonia Art z Katowic:

- Sztuka jako element zbytku, niepotrzebny do codziennego funkcjonowania, ucierpiał w pierwszej kolejności w wyniku kryzysu gospodarczego. Spadło zainteresowanie sztuką, ludzie nawet nie przychodzą oglądać. Ale jest grupa ludzi, która stale się interesuje, wiedząc, że w okresie dekoniunktury można taniej kupić obraz, co automatycznie jest lokatą kapitału i w przyszłości będzie procentowało. Oczywiście trzeba kupować świadomie, a do tego potrzebne jest to coś, wyczucie, instynkt.

Alicja Kos – członek zarządu BRE Bank SA:

- BRE Bank od wielu lat stara się zasługiwać na tytuł Mecenasa kultury i sztuki. Nie tylko sponsorujemy liczne wydarzenia kulturalne, promujemy oryginalne i prestiżowe przedsięwzięcia, szczególnie związane ze sztuką współczesną, ale także kupujemy dzieła sztuki. BRE Bank jest właścicielem takiej kolekcji. Jej eksponaty zdobią wnętrza Banku. W tym znaczeniu możemy mówić tu o formie lokaty kapitału.

Działalność na rzecz kultury jest podstawą naszej polityki sponsoringowej. W ten sposób staramy się tworzyć pozytywny wizerunek banku. Zarówno kolekcjonowanie dzieł sztuki jak i przekazywanie ich muzeom współpracującym z Bankiem traktujemy jako uzupełnienie naszej działalności sponsorskiej. Wynika ona niekiedy z bliskiej współpracy BRE Banku z muzeami w całej Polsce. Zakupione dzieła sztuki Bank przekazuje niejednokrotnie jako darowiznę udostępniając je tym samym w ekspozycji muzealnej szerokiej publiczności. W ostatnim czasie wzbogaciliśmy np. zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie o olej niemieckiego impresjonisty – Maxa Slevogta „Faun i dziewczyna”; Muzeum Narodowemu w Gdańsku przekazaliśmy zabytkowy, XVII-wieczny kufel, wykonany z pozłacanego srebra przez znanego złotnika gdańskiego - Ernesta Kadaua. Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej przekazaliśmy w darowiźnie toruński zegar kaflowy z XVII wieku, wykonany przez Caspera Schäffera. Przykładów podobnej współpracy Banku z instytucjami kulturalnymi w Polsce jest znacznie więcej.

Wierzymy, że takie działania przyczyniają się do ugruntowania wizerunku BRE Banku jako Mecenasa prestiżowych i ważnych wydarzeń kulturalnych. Staramy się oferować nie tylko naszym Klientom kontakt z wybranymi, niecodziennymi wydarzeniami kulturalnymi, ale także pomagać instytucjom, dla których kultura i sztuka jest podstawą działalności, a które tej pomocy potrzebują. Działania te podejmujemy również dlatego, że wiemy jak często sztuka i ogólnie mówiąc „wysoka kultura”, która ze względu na swą specyfikę (dociera do ograniczonego kręgu odbiorców) ma kłopoty z osiągnięciem sukcesu komercyjnego i właśnie dlatego tak bardzo potrzebuje wsparcia w postaci sponsoringu czy innych form mecenatu.

Mówiąc o powodach tego typu aktywności BRE Banku należy również zwrócić uwagę, że w dzisiejszych czasach sztuka coraz bardziej potrzebuje mecenasów. Funkcję tę powinny pełnić duże i prężne instytucje, które mogą sobie pozwolić na przeznaczanie jakiejś części zysków na wspieranie kultury i sztuki.

2003

Brak komentarzy: